niedziela, 29 stycznia 2017

Skarb zaklęty w malinach

Ciągle poszukuję naturalnych rozwiązań dla moich urodowych i zdrowotnych problemów.
Jednym z nich jest przebarwienie na twarzy, koło łuku brwiowego, które niestety mam wrażenie zaczęło się ostatnio powiększać. Niestety nie znam jego przyczyny, ale zaczyna mnie ono już denerwować. Zaczęłam się zastanawiać jak mogłabym sobie pomóc.
Jak je trochę rozjaśnić, a przede wszystkim uchronić się przed jego powiększaniem.
Tak właśnie trafił do mnie olej z pestek malin i już się zaprzyjaźniliśmy:)
Muszę się wam przyznać, że zaintrygował mnie on już dużo wcześniej, zanim postanowiłam podjąć walkę
z moimi przebarwieniami. Uwielbiam maliny i olej z ich pestek kojarzył mi się z prawdziwą bombą witaminową, czymś co na pewno będzie służyć mojej skórze. 
Nie myliłam się. Kiedy poznaliśmy się bliżej okazało się, że będzie on moją tajną bronią.

Olej z pestek malin przede wszystkim pomoże mi
w walce z przebarwieniami, gdyż wykazuje działanie rozjaśniające. Zawiera kwas linolowy i alfa- linolenowy, które działają rozjaśniająco i hamują produkcję melaniny (jej nadmiar powoduje powstawanie przebarwień). Dodatkowo jest wspaniałym, naturalnym filtrem przeciwsłonecznym. Badania naukowe potwierdzają, że olej ten posiada zdolność absorbowania promieniowania UV na poziomie SPF do 50 (28-50). Inne chroniące oleje to m.in.: olej z orzechów macadamia (6 SPF), oliwa
z oliwek (8 SPF), olej sojowy (10 SPF), olej z kiełków pszenicy (20 SPF) oraz olej z nasion marchewki (48-40 SPF). Czyli jak widzicie nasze maliny są najlepsze.
 Dlatego chętnie używam go codziennie przed wyjściem z domu, ciesząc się z dodatkowej ochrony przed słońcem, a tym samym przebarwieniami posłonecznymi.


Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że poziom tej ochrony zależy od bardzo wielu czynników jak m.in. ilość nałożonego produktu, jego trwałości na skórze, jakość surowca, z którego jest wykonany olej itp.
 W przypadku naturalnych filtrów przeciwsłonecznych, takich jak oleje nie możemy mieć gwarancji pełnej ochrony.  Jednak ja raczej się nie opalam i unikam słońca. Jeżeli wybrałabym się na plażę to użyłabym również silnych kremów przeciwsłonecznych, chociaż ich skład też czasem może przerazić, ale o tym kiedy indziej.

Olej z pestek malin zawiera prekursory kwasu elagowego - przeciwutleniacza o właściwościach antybakteryjnych, antyseptycznych, przeciwrakowych i antypigmentacyjnych. Dodatkowo zawiera wysokie stężenie witamin E i A, więc stanowi dla naszej skóry silny antyoksydant chroniący przed fotostarzeniem. 
Wzmacnia barierę lipidową naskórka, zwiększa nawilżenie i elastyczność skóry, redukuje zmarszczki. Poprzez hamowanie powstawania rogowacenia wokół gruczołów łojowych, zmniejsza ich zatykanie i działa przeciwzaskórnikowo, czyli mój kolejny problem z głowy ;).

Co znajdziemy w składzie olejku z pestek malin? Dużo dobrego:
kwas linolowy (omega-6), kwas alfa-linolenowy (omega-3), kwas oleinowy (omega-9), kwas palmitynowy, witaminę E, kwas galusowy (przeciwutleniacz), kwas elagowy (dimer kwasu galusowego) i karotenoidy (beta-karoten, luteina i kryptoksantyna).


Swoją buteleczkę (z ciemnego szkła) z olejem przechowuję w lodówce i używam go zazwyczaj rano, ale czasami kiedy skóra szczególnie jest ściągnięta nakładam go również przed snem. Jeszcze jest zdecydowanie za wcześnie, żeby dostrzec zmiany w postaci rozjaśnienia przebarwienia, ale będę je pilnie obserwować. 
Zapach oleju jest specyficzny, ziemisty i lekko orzechowy, ale bardzo szybko się ulatnia i nie przeszkadza mi tak bardzo.

Dla mnie bardzo ważną jego zaletą jest to, że stosunkowo szybko się wchłania i łatwo rozprowadza na skórze. Nie działa komedogennie i nie powoduje nasilania się zmian trądzikowych. Dlatego polecany jest również osobom z cerą problematyczną.
Ja osobiście szczerze polecam go wszystkim:)

Pozdrawiam Jagoda

wtorek, 3 stycznia 2017

czytając to możesz się spocić z nerwów

Na mojej drodze do zdrowego i świadomego stylu życia postawiłam kolejny krok. 
Ciągle staram się poszerzać swoją wiedzę na temat tego czego powinniśmy unikać w kosmetykach. Z przerażeniem odkryłam (nie wiem czy jestem ostatnią osobą na świecie, która nie miała o tym pojęcia, czy może jest nas wielu), że mój antyperspirant, który traktowałam jak wybawienie w trudnych, stresujących sytuacjach (również i na co dzień się przydawał) może być dla mnie szkodliwy. Moi drodzy poznajcie się, oto nasz nieprzyjaciel ALUMINIUM.

Aluminium to główny składnik antyperspirantów powszechnie dostępnych w drogeriach i aptekach. To dzięki niemu się nie pocimy. Związek ten fizycznie zatyka nasze pory. Dzięki temu unikamy wstydliwych plam pod pachami oraz nieprzyjemnego zapachu. 
Żyć, nie umierać. Tylko niestety nie jest tak kolorowo jak nam się wydaje.

Aluminium a rak piersi.
Wiele badań zwraca nasza uwagę na istnienie możliwego powiązania pomiędzy wykorzystywaniem aluminium w antyperspirantach
a nowotworami piersi. W komórkach guzów piersi udowodniono występowanie składników zawartych w antyperspirantach. Dodatkowo odnotowuje się zwiększone występowanie nowotworów w górnej części piersi w okolicy dołu pachowego (czyli tam gdzie tak namiętnie się smarujemy naszymi antyperspirantami). Niestety aluminium wchłania się przez nasza wydepilowaną, podrażnioną skórę pod pachami i kumuluje się
w tkance piersi. Dodatkowo, kosmetyk ten trzymamy na skórze przez cały dzień i często dokładamy go jeszcze w trakcie stresujących chwil, więc bardzo długo jesteśmy na niego narażeni. 
Aluminium może wpływać na uszkodzenia DNA na poziomie pojedynczej komórki. Powoduje powstawanie stresu oksydacyjnego, zaburzając właściwe działanie czynników transkrypcyjnych
(transkrypcja to najprościej mówiąc przepisanie informacji zawartej w DNA na RNA, które przełoży się na później budowę białka, a konkretnie kolejność aminokwasów). Dodatkowo glin trochę naśladuje nasz estrogen, co również przyczynia się do wzrostu częstotliwości zachorowania na raka piersi.

Aluminium a choroba Altzheimera
Niestety zmiana antyperspirantu w kulce na dezodorant w aerozolu na niewiele się zda. One również zawierają aluminium. Rozpylając dezodorant wdychamy cząsteczki szkodliwego związku i przyczyniamy się do jego odkładania w naszym mózgu. 
Aluminium niszczy mielinę, która otacza nasze komórki nerwowe i wpływa na ich prawidłowe funkcjonowanie, przekazywanie sygnałów przez włókna nerwowe. Należy tutaj zaznaczyć, ze sekcje zwłok osób chorujących na Altzheimera wykazały odkładanie się aluminium w mózgach chorych.

Dróg dotarcia i akumulowania się aluminium  w naszych ciałach jest więcej:

- z żywnością: na bazie aluminium powstają środki przeciwzbrylające oraz wybielające. 
Unikajmy:
E 173 – aluminium – w dekoracjach stosowanych na wypiekach
E 541 – fosforan aluminiowo-sodowy –  dodawany do pieczywa i ciasta
E 554 – krzemian aluminiowo – sodowy – stosowany w soli, cukrze, gumach do żucia
E 556 - krzemian aluminiowo – wapniowy –  stosowany w gumach do żucia

- przez drogi oddechowe: Wdychanie dezodorantów w aerozolach. Wdychane cząsteczki mają wpływ na rozwój chorób centralnego układu nerwowego. 
- poprzez gotowanie w aluminiowych garnkach.
- niestety niektóre leki zwierają związki aluminium
- z wodą z kranu (to mnie martwi najbardziej, muszę jeszcze o tym poczytać)

Ale powróćmy do naszych antyperspirantów. Czego powinniśmy unikać w ich składach: 
 - chlorek glinu (aluminium chloride), 
- chlorowodorek glinu (aluminium chlorhydrate), 
- tetrahydroksychlorek glinowocyrkonowy GLY (aluminium zirconium tetrachlorohydrex), 
- siarczan glinu (aluminium sulphate) 
- fenosiarczan glinu (aluminium phenosulphate)

Oczywiście chcę wam pokrótce przedstawić wszystkie informacje, które znalazłam o aluminium  w antyperspirantach. Badania, które informowały o obecności aluminium w nowotworach piersi i wiązały go bezpośrednio z tą chorobą, wzbudzają u niektórych wątpliwości. Dodatkowo powstały badania obalające tę teorię np. badania dr Mirick (epidemiolog z Fred Hutchinson, Cancer Research Center z 2002 roku). Przedstawione w nich wyniki całkowicie wykluczyły zależność pomiędzy nowotworem piersi a stosowaniem antyperspirantów. Podkreśla się również, że aluminium wykazuje słabą zdolność przenikania przez skórę i przede wszystkim narażeni na niego jesteśmy z pożywienia i wody.
Jak ja się na to zapatruję? Staram się być rozsądna. Wiem, że istnieją normy i przepisy określające bezpieczne stężenie aluminium w kosmetykach. Jednak równocześnie postanowiłam wybierać świadomie to co dla mnie najlepsze. Jeżeli jakaś substancja jest na tyle szkodliwa, że bardzo ściśle należy określać jej stężenie w antyperspirantach i budzi ona tyle wątpliwości u ludzi, to wolę podchodzić do niej z rezerwą i ograniczyć jej używanie. Na dzień dzisiejszy świat nauki traktuje związek aluminium z  nowotworami oraz chorobą Altzheimera bardziej jako mit kosmetyczny, ale za parę lat nowe badania mogą zmienić ten kierunek. Przecież często się z tym spotykamy.

No dobra to skoro nie mogę używać mojego dotychczasowego antyperspirantu to na co powinnam się zdecydować?
Szukałam, szukałam i wybrałam. Łatwo dostępny i przyjazny dla kieszeni dezodorant Alterra z Rossmanna.


skład:
Aqua, Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Maris Sal, Glycerin, Zinc Oxide, Triethyl Citrate, Sodium Lactate, Zinc PCA, Xanthan Gum, Simmondsia Chinensis Seed Oil*, Cellulose, Gossypium Herbaceum Seed Extract, Silica, Potassium Cetyl Phosphate.

Zdecydowanie nie jest tak skuteczny jak mój wcześniejszy antyperspirant Garniera, ale nie ma szkodliwego aluminium
i bardzo mi z tym dobrze (oczywiście jeżeli chcecie to w sklepach internetowych znajdziecie podobno skuteczniejsze, bezpieczne dezodoranty, ale ich cena jest wówczas zdecydowanie wyższa- polecam je osobom z dużym problemem potliwości). Założyłam, że jeżeli będzie mnie czekać jakieś ważne, stresujące spotkanie albo będę wiedziała, że dzisiejszy dzień w pracy nie będzie należał do najprzyjemniejszych to pozwolę sobie na użycie dawnego antyperspirantu, ale na co dzień przyjaźnie się z jego łagodniejszym odpowiednikiem. 
Dobrze się czuję ze świadomością, że w jakimś stopniu (może i niewielkim) zmniejszam u siebie ryzyko zachorowania na raka piersi. To bardzo ważne gdyż jestem w grupie ryzyka. Także do badań profilaktycznych dołączam moje zdystansowane podejście do aluminium w kosmetykach i na dzień dzisiejszy daję mu żółtą kartkę.