piątek, 19 maja 2017

Czasami zielenieję na twarzy

Chyba od zawsze zmagam się z niedoskonałościami na twarzy. Mój problem występował z różnym nasileniem
i przez chwilę było naprawdę dobrze, ale niestety ostatnio znowu wszystko wróciło. Wówczas człowiek ratuje się czym może, ale ja obiecałam sobie, że nie wrócę do drogeryjnych kosmetyków, których używałam wcześniej. Poszukam naturalnych metod walki z tymi małymi potworami. 
Przedstawię wam kilka metod i kosmetyków, które stosuję i jak już udało mi się zaobserwować są skuteczne. Paskudy tracą siłę i powoli zaczynają się wycofywać.

Oczywiście na pierwszym miejscu jest dokładny demakijaż i oczyszczanie twarzy. Jeżeli chodzi o usuwanie makijażu to tutaj nadal eksperymentuję i szukam idealnych dla mnie rozwiązań (np. swego czasu oczy zmywałam olejkiem ze słodkich migdałów i fajnie się to sprawdzało).
Po demakijażu myję buzię żelem z serii Vianek, a na konie przecieram twarz ukochanymi hydrolatami (zamiast tonikiem). Hydrolaty to moje wielkie odkrycie. Napiszę wam o nich kiedyś trochę więcej. Testowałam już hydrolat z melisy i róży, a teraz w walce z niedoskonałościami pomaga mi hydrolat z czystka. Łagodzi zaczerwienienie, oczyszcza i zwęża pory. Rozjaśnia również przebarwienia i blizny potrądzikowe. Wczoraj zrobiłam sobie prezent
i kupiłam hydrolat z jałowca, ma zmniejszyć ilość wydzielanego sebum. Liczę, że w ten sposób zmniejszy się mój problem błyszczącej cery.

Czasami robię peelingi, ale uważam na miejsca ze stanem zapalnym i skupiam się głównie na nosie (wągrom mówimy precz). Idealny naturalny peeling wciąż poszukiwany.
Teraz chcę przetestować Nacomi Peeling do twarzy przeciwtrądzikowy z naturalnymi ekstraktami roślinnymi o właściwościach zabiegu dermabrazji. Jak będzie się dobrze sprawdzał to opiszę wam go dokładniej.

Maseczki. Dla mnie to bardzo ważne oręże w walce z niedoskonałościami cery. Moje ulubione to te robione samodzielnie. Pierwsza z zielonej glinki zmieszanej z kilkoma kroplami hydrolatu z czystka. Druga to łyżeczka spiruliny wymieszana z odrobiną żelu aloesowego. W przypadku obu maseczek, po nałożeniu ich na twarz przykładam sobie zwilżoną chusteczkę albo waciki  żeby maseczka nie wyschła za szybko i miała szansę zadziałać. Wówczas zielenieję na twarzy, a mąż unika patrzenia w moją stronę, ale warto buzia jest po nich ładnie oczyszczona, a krostki bledsze i mniejsze.
Zalety glinki były mi wcześniej znane, ale o zastosowaniu spiruliny w kosmetyce usłyszałam całkiem niedawno. Spirulina w postaci maseczek poprawia ukrwienie skóry, reguluje wydzielanie sebum, zmniejsza przetłuszczanie się skóry, ogranicza powstawanie zaskórników i zmian trądzikowych, hamuje namnażanie się bakterii oraz wyrównuje koloryt. Skóra po niej jest odżywiona, nawilżona i rozjaśniona.

Oczywiście bardzo ważny jest krem. Tutaj wybrałam kremy na dzień i na noc z serii Vianek. Jestem z nich bardzo zadowolona zwłaszcza z tego na noc. Mocno pachnie siarka, ale daje naprawdę dobre efekty. Co znajdziemy w ich składzie?
krem na dzień: olej z pestek winogron, oliwę z oliwek, skwalan roślinny, betulina, witamina B3
krem na noc: bio-siarka, ekstrakt z pokrzywy, witaminę B3, olejek z drzewa herbacianego, betulina
Kiedy nieproszony gość zaatakuje znienacka pomagam sobie też nakładanym punktowo olejkiem z drzewa herbacianego. Bardzo przyspiesza to proces leczenia.  Jednak należy pamiętać, że olejku z drzewa herbacianego nie mogą stosować kobiety w ciąży i dzieci poniżej 3 lat. Dużą ostrożność muszą zachować również alergicy.
A mój hit to odkryty niedawno żel punktowy ISANA. Jest bardzo skuteczny, znacznie zmniejsza już istniejące wypryski. Formuła z kwasem salicylowym i cynkiem pomaga szybko je wysuszyć.

undefined
Co jeszcze znajdziemy w składzie żelu?
Aqua, Alcohol Denat., Xanthan Gum, Salicylic Acid, Caprylyl/Capryl Glucoside, Panthenol, Sodium Hydroxide, Zinc PCA, Parfum, Allantoin, Pantolactone, Citric Acid.

Zauważyłam, że w całej tej mojej pielęgnacji bardzo ważna jest systematyczność. Jak troszkę sobie odpuściłam to stan skóry bardzo się pogorszył, ale może to wynikać również z silnego stresu z jakim ostatnio się mierzę. Teraz będę konsekwentna i nie odpuszczę, zwłaszcza że widzę efekty.

środa, 1 marca 2017

Dlaczego piję olej z czarnuszki

Olej z czarnuszki cenię przede wszystkim ze względu na jego działania przeciwnowotworowe. Żyjemy niestety w takich czasach, że praktycznie każdy z nas ma w rodzinie lub wśród znajomych kogoś kto zmaga się z chorobą nowotworową. Jeżeli możemy to powinniśmy się przed tym chronić, dbać o siebie. Wszyscy wiemy jak ważna jest zdrowa dieta, która powinna być bogata w warzywa i owoce, a do tego aktywny tryb życia i REGULARNE badania. Ja od tego miesiąca zaczęłam pilnować regularnych badań, w tym usg piersi. Wiem jak ważne jest wczesne wykrycie wszelkich zmian.

Dodatkowo szukając naturalnych, wspierających metod ochrony przeciwnowotworowej trafiłam na kilka artykułów opisujących lecznicze właściwości oleju z czarnuszki. 
Przede wszystkim czarnuszka ma potencjalne działanie antynowotworowe i jest to potwierdzone badaniami laboratoryjnymi. Przyczynia się do śmierci komórek nowotworowych lub zahamowania ich rozwoju, równocześnie nie niszcząc komórek zdrowych. Hamuje angiogenezę i metastazę komórek nowotworowych
i wywołuje ich apoptozę (zaprogramowaną śmierć komórki).
W 2012 roku naukowcy udowodnili jego wpływ na zmniejszenie żywotności komórek raka wątroby. Badania naukowe z 2014 roku donoszą, że olej z czarnuszki znacznie zmniejszył żywotność komórek ludzkiego raka płuca. Jego skuteczność potwierdzono również w przypadku komórek rakowych jelita grubego, raka piersi, białaczki, nowotworów okrężnicy i wielu innych nowotworów. Takie działanie oleju z czarnuszki jest wynikiem obecności w jego składzie tymochinonu.

Olej z czarnuszki jest także dla nas dużym wsparciem, kiedy już musimy zmagać się z chorobą nowotworową. Badania tureckich naukowców dowiodły, że spożywanie tego oleju na 10 dni przed radioterapią zmniejsza jej nieprzyjemne i szkodliwe skutki. Dodatkowo tymochinon wspomaga nas przy chemioterapii polepszając jej efekty.


Co oprócz tymochinonu znajdziemy w naszym oleju:
- nienasycone kwasy tłuszczowe (linolowy, oleinowy, alfa-linolenowy)
- witaminy: A, E, B1, B6
- sterole
- aminokwasy
- związki mineralne: cynk, selen, magnez, wapń, żelazo, sód i potas

Warto tutaj również wspomnieć o skuteczności oleju z czarnuszki w zwalczaniu niektórych superbakterii.


Stwierdzono, iż wykazuje on większą skuteczność nawet niż niektóre antybiotyki.
Porównano jego działanie m.in. z amoksycyliną i tetracykliną. W grupie 144 szczepów bakterii w  większości odpornych na antybiotyki, aż 97 zostało zahamowanych przez olej z czarnuszki.


Ochrona przeciwnowotworowa i przeciwbakteryjna to nie wszystkie plusy spożywania tego oleju.

Czarnuszka również:
- chroni naszą wątrobę: reguluje funkcjonowanie wątroby i zapobiega jej uszkodzeniom
- pomaga nam w walce z cukrzycą: zwiększa stężenie insuliny w surowicy i zmniejsza stężenie glukozy
- chroni nas przed anemią: regularne stosowanie oleju z czarnuszki podnosi poziom hemoglobiny i erytrocytów
- pozwala zwalczyć gronkowca złocistego
- działa przeciwpasożytniczo: leczy zakażenia przywrą, zwalcza owsiki i włośnia krętego
- wykazuje działanie antydepresyjne, przeciwlękowe i uspokajające. 
- wspomaga gojenie się ran i zmian ropnych
- obniża poziom cholesterolu
- znajduje zastosowanie w zwalczaniu dolegliwości żołądkowych: wrzody, nieżyt żołądka, refluks
- poprawia kondycję skóry głowy: pomaga w walce z nadmiernym wypadaniem włosów i łysieniem
- pomaga walczyć z trądzikiem, zaskórnikami i przetłuszczającą się cerą.


Przeciwwskazania: Nie powinny go pić kobiety w ciąży oraz osoby zmagające się z niedociśnieniem tętniczym. Znalazłam również informację, że stosowana w większych dawkach może wpływać antykoncepcyjnie.

Jak stosuję olej z czarnuszki?
Pierwsza butelkę (250 ml) mam już za sobą. Wypicie jej zajęło mi niecałe trzy miesiące. Olej w ciemnej, szklanej butelce trzymałam w lodówce. Codziennie przed obiadem wypijałam jedną łyżeczkę oleju. Na początku jego ostry smak bardzo mi przeszkadzał. Radziłam sobie mieszając go z niewielką ilością wody i soku z malin. Teraz wystarczy mi jak rozcieńczę go w odrobinie wody. Po trzech miesiącach nawet polubiłam jej smak:)
Olej można dodawać do sałatek i zup, ważne żeby stosować go na zimno. 
W sobotę kupiłam już drugą butelkę. W moim sklepie zielarskim za opakowanie o pojemności 250 ml zapłaciłam 46 zł. 
Szczerze polecam wam ten olej:)

niedziela, 29 stycznia 2017

Skarb zaklęty w malinach

Ciągle poszukuję naturalnych rozwiązań dla moich urodowych i zdrowotnych problemów.
Jednym z nich jest przebarwienie na twarzy, koło łuku brwiowego, które niestety mam wrażenie zaczęło się ostatnio powiększać. Niestety nie znam jego przyczyny, ale zaczyna mnie ono już denerwować. Zaczęłam się zastanawiać jak mogłabym sobie pomóc.
Jak je trochę rozjaśnić, a przede wszystkim uchronić się przed jego powiększaniem.
Tak właśnie trafił do mnie olej z pestek malin i już się zaprzyjaźniliśmy:)
Muszę się wam przyznać, że zaintrygował mnie on już dużo wcześniej, zanim postanowiłam podjąć walkę
z moimi przebarwieniami. Uwielbiam maliny i olej z ich pestek kojarzył mi się z prawdziwą bombą witaminową, czymś co na pewno będzie służyć mojej skórze. 
Nie myliłam się. Kiedy poznaliśmy się bliżej okazało się, że będzie on moją tajną bronią.

Olej z pestek malin przede wszystkim pomoże mi
w walce z przebarwieniami, gdyż wykazuje działanie rozjaśniające. Zawiera kwas linolowy i alfa- linolenowy, które działają rozjaśniająco i hamują produkcję melaniny (jej nadmiar powoduje powstawanie przebarwień). Dodatkowo jest wspaniałym, naturalnym filtrem przeciwsłonecznym. Badania naukowe potwierdzają, że olej ten posiada zdolność absorbowania promieniowania UV na poziomie SPF do 50 (28-50). Inne chroniące oleje to m.in.: olej z orzechów macadamia (6 SPF), oliwa
z oliwek (8 SPF), olej sojowy (10 SPF), olej z kiełków pszenicy (20 SPF) oraz olej z nasion marchewki (48-40 SPF). Czyli jak widzicie nasze maliny są najlepsze.
 Dlatego chętnie używam go codziennie przed wyjściem z domu, ciesząc się z dodatkowej ochrony przed słońcem, a tym samym przebarwieniami posłonecznymi.


Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że poziom tej ochrony zależy od bardzo wielu czynników jak m.in. ilość nałożonego produktu, jego trwałości na skórze, jakość surowca, z którego jest wykonany olej itp.
 W przypadku naturalnych filtrów przeciwsłonecznych, takich jak oleje nie możemy mieć gwarancji pełnej ochrony.  Jednak ja raczej się nie opalam i unikam słońca. Jeżeli wybrałabym się na plażę to użyłabym również silnych kremów przeciwsłonecznych, chociaż ich skład też czasem może przerazić, ale o tym kiedy indziej.

Olej z pestek malin zawiera prekursory kwasu elagowego - przeciwutleniacza o właściwościach antybakteryjnych, antyseptycznych, przeciwrakowych i antypigmentacyjnych. Dodatkowo zawiera wysokie stężenie witamin E i A, więc stanowi dla naszej skóry silny antyoksydant chroniący przed fotostarzeniem. 
Wzmacnia barierę lipidową naskórka, zwiększa nawilżenie i elastyczność skóry, redukuje zmarszczki. Poprzez hamowanie powstawania rogowacenia wokół gruczołów łojowych, zmniejsza ich zatykanie i działa przeciwzaskórnikowo, czyli mój kolejny problem z głowy ;).

Co znajdziemy w składzie olejku z pestek malin? Dużo dobrego:
kwas linolowy (omega-6), kwas alfa-linolenowy (omega-3), kwas oleinowy (omega-9), kwas palmitynowy, witaminę E, kwas galusowy (przeciwutleniacz), kwas elagowy (dimer kwasu galusowego) i karotenoidy (beta-karoten, luteina i kryptoksantyna).


Swoją buteleczkę (z ciemnego szkła) z olejem przechowuję w lodówce i używam go zazwyczaj rano, ale czasami kiedy skóra szczególnie jest ściągnięta nakładam go również przed snem. Jeszcze jest zdecydowanie za wcześnie, żeby dostrzec zmiany w postaci rozjaśnienia przebarwienia, ale będę je pilnie obserwować. 
Zapach oleju jest specyficzny, ziemisty i lekko orzechowy, ale bardzo szybko się ulatnia i nie przeszkadza mi tak bardzo.

Dla mnie bardzo ważną jego zaletą jest to, że stosunkowo szybko się wchłania i łatwo rozprowadza na skórze. Nie działa komedogennie i nie powoduje nasilania się zmian trądzikowych. Dlatego polecany jest również osobom z cerą problematyczną.
Ja osobiście szczerze polecam go wszystkim:)

Pozdrawiam Jagoda

wtorek, 3 stycznia 2017

czytając to możesz się spocić z nerwów

Na mojej drodze do zdrowego i świadomego stylu życia postawiłam kolejny krok. 
Ciągle staram się poszerzać swoją wiedzę na temat tego czego powinniśmy unikać w kosmetykach. Z przerażeniem odkryłam (nie wiem czy jestem ostatnią osobą na świecie, która nie miała o tym pojęcia, czy może jest nas wielu), że mój antyperspirant, który traktowałam jak wybawienie w trudnych, stresujących sytuacjach (również i na co dzień się przydawał) może być dla mnie szkodliwy. Moi drodzy poznajcie się, oto nasz nieprzyjaciel ALUMINIUM.

Aluminium to główny składnik antyperspirantów powszechnie dostępnych w drogeriach i aptekach. To dzięki niemu się nie pocimy. Związek ten fizycznie zatyka nasze pory. Dzięki temu unikamy wstydliwych plam pod pachami oraz nieprzyjemnego zapachu. 
Żyć, nie umierać. Tylko niestety nie jest tak kolorowo jak nam się wydaje.

Aluminium a rak piersi.
Wiele badań zwraca nasza uwagę na istnienie możliwego powiązania pomiędzy wykorzystywaniem aluminium w antyperspirantach
a nowotworami piersi. W komórkach guzów piersi udowodniono występowanie składników zawartych w antyperspirantach. Dodatkowo odnotowuje się zwiększone występowanie nowotworów w górnej części piersi w okolicy dołu pachowego (czyli tam gdzie tak namiętnie się smarujemy naszymi antyperspirantami). Niestety aluminium wchłania się przez nasza wydepilowaną, podrażnioną skórę pod pachami i kumuluje się
w tkance piersi. Dodatkowo, kosmetyk ten trzymamy na skórze przez cały dzień i często dokładamy go jeszcze w trakcie stresujących chwil, więc bardzo długo jesteśmy na niego narażeni. 
Aluminium może wpływać na uszkodzenia DNA na poziomie pojedynczej komórki. Powoduje powstawanie stresu oksydacyjnego, zaburzając właściwe działanie czynników transkrypcyjnych
(transkrypcja to najprościej mówiąc przepisanie informacji zawartej w DNA na RNA, które przełoży się na później budowę białka, a konkretnie kolejność aminokwasów). Dodatkowo glin trochę naśladuje nasz estrogen, co również przyczynia się do wzrostu częstotliwości zachorowania na raka piersi.

Aluminium a choroba Altzheimera
Niestety zmiana antyperspirantu w kulce na dezodorant w aerozolu na niewiele się zda. One również zawierają aluminium. Rozpylając dezodorant wdychamy cząsteczki szkodliwego związku i przyczyniamy się do jego odkładania w naszym mózgu. 
Aluminium niszczy mielinę, która otacza nasze komórki nerwowe i wpływa na ich prawidłowe funkcjonowanie, przekazywanie sygnałów przez włókna nerwowe. Należy tutaj zaznaczyć, ze sekcje zwłok osób chorujących na Altzheimera wykazały odkładanie się aluminium w mózgach chorych.

Dróg dotarcia i akumulowania się aluminium  w naszych ciałach jest więcej:

- z żywnością: na bazie aluminium powstają środki przeciwzbrylające oraz wybielające. 
Unikajmy:
E 173 – aluminium – w dekoracjach stosowanych na wypiekach
E 541 – fosforan aluminiowo-sodowy –  dodawany do pieczywa i ciasta
E 554 – krzemian aluminiowo – sodowy – stosowany w soli, cukrze, gumach do żucia
E 556 - krzemian aluminiowo – wapniowy –  stosowany w gumach do żucia

- przez drogi oddechowe: Wdychanie dezodorantów w aerozolach. Wdychane cząsteczki mają wpływ na rozwój chorób centralnego układu nerwowego. 
- poprzez gotowanie w aluminiowych garnkach.
- niestety niektóre leki zwierają związki aluminium
- z wodą z kranu (to mnie martwi najbardziej, muszę jeszcze o tym poczytać)

Ale powróćmy do naszych antyperspirantów. Czego powinniśmy unikać w ich składach: 
 - chlorek glinu (aluminium chloride), 
- chlorowodorek glinu (aluminium chlorhydrate), 
- tetrahydroksychlorek glinowocyrkonowy GLY (aluminium zirconium tetrachlorohydrex), 
- siarczan glinu (aluminium sulphate) 
- fenosiarczan glinu (aluminium phenosulphate)

Oczywiście chcę wam pokrótce przedstawić wszystkie informacje, które znalazłam o aluminium  w antyperspirantach. Badania, które informowały o obecności aluminium w nowotworach piersi i wiązały go bezpośrednio z tą chorobą, wzbudzają u niektórych wątpliwości. Dodatkowo powstały badania obalające tę teorię np. badania dr Mirick (epidemiolog z Fred Hutchinson, Cancer Research Center z 2002 roku). Przedstawione w nich wyniki całkowicie wykluczyły zależność pomiędzy nowotworem piersi a stosowaniem antyperspirantów. Podkreśla się również, że aluminium wykazuje słabą zdolność przenikania przez skórę i przede wszystkim narażeni na niego jesteśmy z pożywienia i wody.
Jak ja się na to zapatruję? Staram się być rozsądna. Wiem, że istnieją normy i przepisy określające bezpieczne stężenie aluminium w kosmetykach. Jednak równocześnie postanowiłam wybierać świadomie to co dla mnie najlepsze. Jeżeli jakaś substancja jest na tyle szkodliwa, że bardzo ściśle należy określać jej stężenie w antyperspirantach i budzi ona tyle wątpliwości u ludzi, to wolę podchodzić do niej z rezerwą i ograniczyć jej używanie. Na dzień dzisiejszy świat nauki traktuje związek aluminium z  nowotworami oraz chorobą Altzheimera bardziej jako mit kosmetyczny, ale za parę lat nowe badania mogą zmienić ten kierunek. Przecież często się z tym spotykamy.

No dobra to skoro nie mogę używać mojego dotychczasowego antyperspirantu to na co powinnam się zdecydować?
Szukałam, szukałam i wybrałam. Łatwo dostępny i przyjazny dla kieszeni dezodorant Alterra z Rossmanna.


skład:
Aqua, Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Maris Sal, Glycerin, Zinc Oxide, Triethyl Citrate, Sodium Lactate, Zinc PCA, Xanthan Gum, Simmondsia Chinensis Seed Oil*, Cellulose, Gossypium Herbaceum Seed Extract, Silica, Potassium Cetyl Phosphate.

Zdecydowanie nie jest tak skuteczny jak mój wcześniejszy antyperspirant Garniera, ale nie ma szkodliwego aluminium
i bardzo mi z tym dobrze (oczywiście jeżeli chcecie to w sklepach internetowych znajdziecie podobno skuteczniejsze, bezpieczne dezodoranty, ale ich cena jest wówczas zdecydowanie wyższa- polecam je osobom z dużym problemem potliwości). Założyłam, że jeżeli będzie mnie czekać jakieś ważne, stresujące spotkanie albo będę wiedziała, że dzisiejszy dzień w pracy nie będzie należał do najprzyjemniejszych to pozwolę sobie na użycie dawnego antyperspirantu, ale na co dzień przyjaźnie się z jego łagodniejszym odpowiednikiem. 
Dobrze się czuję ze świadomością, że w jakimś stopniu (może i niewielkim) zmniejszam u siebie ryzyko zachorowania na raka piersi. To bardzo ważne gdyż jestem w grupie ryzyka. Także do badań profilaktycznych dołączam moje zdystansowane podejście do aluminium w kosmetykach i na dzień dzisiejszy daję mu żółtą kartkę.

piątek, 30 grudnia 2016

poszukiwanie ulgi dla skóry głowy, czyli złowrogi SLS i jego kumple

   
    Szampon o przyjaznym składzie. Od tego zaczęła się moja przygoda z dokładnym czytaniem etykiet na kosmetykach, które tak chętnie kupuję i używam. Dobry szampon - niełatwo taki znaleźć. Generalnie ma dokładnie oczyścić skórę głowy. Do tej pory uważałam, że powinien być skuteczny, ładnie się pienić, pięknie pachnieć, dobrze oczyszczać i odświeżać moje włosy. Problemy z jakimi się zmagam to przetłuszczająca się skóra głowy, rozdwajające się końcówki, do niedawna również silna łamliwość włosów, a ostatnio do tego wszystkiego doszło nasilone wypadanie włosów pod wpływem długotrwałego stresu. Włosy wychodziły mi garściami, więc postanowiłam coś z tym zrobić. Zagłębiłam się w odmęty internetu i czasopism poszukując jakiegoś rozwiązania. 

Postanowiłam spróbować kilku rzeczy. Jedną z nich jest zmiana szamponu.
Teraz już wiem, czego powinnam unikać. Moi drodzy przedstawiam wam paskudny SLS (Sodium Lauryl Sulfate) i jego kumpli (SLES, ALS, MLS, SCS, SMS).

SLS i SLES (Sodium Laureth Sulfate) to tanie, syntetyczne, odtłuszczające detergenty. 
Powszechnie możemy je spotkać w płynach do naczyń, środkach do prania dywanów, ale także szamponach do włosów, płynach do kąpieli, piankach do golenia itp. 
Czyli we wszystkich środkach, które mają właściwości odtłuszczające i mocno się pienią. 
Zadaniem tych składników jest ułatwienie pienienia się kosmetyku, odtłuszczenie skóry i tym samym usunięcie brudu.



 Brzmi niewinnie, więc dlaczego powinniśmy ich unikać? 
Dlatego, że są to bardzo silne związki, które wpływają negatywnie na naszą skórę.

- podrażniają i powodują zaczerwienienia
- powodują świąd i pieczenie skóry 
- przyczyniają się do powstawania wyprysków
- kiedy dostaną się do oczu dzieci mogą je poważnie uszkodzić, u dorosłych mogą wpływać na rozwój zaćmy
- paradoksalnie zwiększają przetłuszczanie się włosów, skóra głowy wydziela intensywniej sebum chroniąc się przed nadmiernym przesuszeniem
- zwiększają rozdwajanie się końcówek, łamliwość i wypadanie włosów

Powinniśmy zwracać szczególną uwagę na to czy nie ma ich w kosmetykach przeznaczonych dla dzieci i kobiet w ciąży, gdyż przy ich wrażliwej i delikatnej skórze mogą powodować pokrzywki i zapalenie skóry.

Niestety brak SLS i SLES w składzie szamponu nie gwarantuje nam jeszcze tego, że będzie on dla nas delikatny. Niestety związki te mają wielu koleżków, których lepiej unikać. Dlatego dokładnie czytajmy etykiety. Związki niepożądane oprócz Sodium Lauryl Sulfate i Sodium Laureth Sulfate to m.in.:

- Ammonium Lauryl Sulfate
- Sodium Myreth Sulfate
- Magnesium Lauryl Sulfate
- Sodium Coco Sulfate  to składnik pochodzenia naturalnego z kokosa, 
nieco łagodniejszy od SLS, ale o podobnym działaniu, więc też raczej niepożądany.

To które związki są bezpieczne? Generalnie te z końcówką Glucoside w nazwie.

- Coco Glucoside
- Decyl Glucoside
- Lauryl Glucoside

Niedokładne czytanie etykiet może spowodować, że potocznie mówiąc, damy się zrobić w balona. Sama dałam się nabrać. Niezwykle uradowana kupiłam szampon reklamujący się jako bezpieczny bez SLS, parabenów i silikonów. Rzeczywiście tych składników nie posiada, ale zamiast SLS ma Sodium Myreth Sulfate. Czyli bez rewelacji.
Teraz będę jeszcze uważniejsza. Dokonując wstępnego przeglądu delikatnych szamponów w sieci wybrałam trzy, które biorę pod uwagę. Nie mają silnych substancji drażniących, a ich cena nie szokuje. Oczywiście nie są to najtańsze szampony, ale naprawdę można kupić takie w uczciwej cenie.

Pierwszy to Biovax do włosów słabych, skłonnych do wypadania.

Biovax Intensywnie regenerujący szampon do włosów słabych ze skłonnością do wypadania 200 ml

Skład szamponu:
Aqua, Sodium Cocoamphoacetate, Cocamidopropyl Betaine, Acrylates Copolymer, Coco-Glucoside, Cocamide DEA, Cocamidopropylamine Oxide, Polyquaternium-22, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Niacinamide, Lawsonia Inermis Extract, Glycerin, Allantoin, Dicaprylyl Ether  (and) Lauryl Alcohol, Trimethylsilylamodimethicone (and) C11-15 Pareth-5 (and) C11-15 Pareth-9, Styrene/Acrylates Copolymer (and) Coco-Glucoside, Parfum, Tetrasodium EDTA, Citric Acid, Sodium Hydroxide, Methylisothiazolinone, Sodium Benzoate, Linalool, Potassium Sorbate, C.I.42090


Drugi szampon to reprezentant serii Vianek. Wybrałabym normalizujący szampon do włosów.

skład szamponu:

Ostatni to ulubiony szampon włosomaniaczek czyli Babydream.


Znalezione obrazy dla zapytania szampon babydream skład
Skład szamponu:
Aqua, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Sodium Lactate, Triticum Vulgare Germ Extract, Panthenol, Glyceryl Caprylate, Lactic Acid, Chamomilla Recutita Flower Extract, Parfum.


Każdy z tych trzech szamponów pozbawiony jest SLS i jemu podobnych, ale ma w składzie betainę kokamidopropylową (Cocamidopropyl Betaine), która może być wykorzystywana w kosmetykach naturalnych i jeśli występuje samodzielnie
w produkcie to nie jest szkodliwa, jednakże w połączeniu z SLS (itp.) powoduje przesuszenie skóry, łupież, wypryski na skórze i alergiczne zapalenie skóry (według dr Henryka Różańskiego). Warto tutaj dodać że w roku 2004 została okrzyknięta alergenem roku.

Niestety zdecydowanie trudniej znaleźć szampon bez SLS i jego koleżków, a także bez Cocamidopropyl Betaine (lub jej pochodnych). Oczywiście jeżeli dobrze poszukacie to znajdziecie :) ale ich cena niestety wynosi zazwyczaj w okolicach 50 zł za butelkę.
Jeżeli trafię na taki, który przy dobrym składzie, będzie miał również korzystną cenę to na pewno wam o nim napiszę.
Osobiście chyba zdecyduję się na Vianek, mam z tej serii już dwa kremy i jestem z nich zadowolona. Zobaczymy czy będzie działać.

Niektórzy nie odczuwają negatywnego wpływu SLS na kondycję ich skóry głowy, ale powinni pamiętać żeby zawsze bardzo dokładnie spłukiwać szampon, dużą ilością wody i lekko rozcieńczać go w zagłębieniu dłoni przed nałożeniem na włosy.Obecność tych związków w kosmetykach jest możliwa, tylko przy zachowaniu ich właściwej proporcji w składzie
i z założenia przeznaczone są one tylko do produktów, które szybko spłukujemy z naszego ciała. Pamiętajmy, że powstały badania, których wyniki wykazały kumulowanie się SLS w naszych tkankach.
  Osobiście wszystkich zainteresowanych nakłaniam do odstawienia silnych szamponów na jakiś czas, bo dopiero wtedy realnie możemy ocenić jaki one miały wpływ na nasze włosy.

A wy jakich szamponów używacie? 

czwartek, 29 grudnia 2016

czas na zmiany

Zbliża się nowy rok i nadchodzi czas zmian. Rok 2016 nie był dla mnie łaskawy. Przekonałam się jak istotne i niestety kruche jest nasze zdrowie. Dlatego postanowiłam, coś zmienić. Nie chcę być bierna, jeżeli w jakiś sposób mogę sprawić, że rok 2017 będzie dla mnie lepszy to zamierzam przejść do działania. Z doświadczenia wiem, że wielkie rewolucje nie są dla mnie dobre, zdecydowanie lepiej idzie mi sukcesywne wprowadzanie zmian, małymi krokami. Wówczas zmiany wprowadzam na stałe, a nie na chwilę. W tym roku postanowiłam uważnie przyglądac się temu co kupuję, wcieram w swoje ciało i jem. To będzie długa i wyboista droga, ale wierzę, że warto się w nią wybrać:)
Trzymajcie za mnie kciuki. 
Pozdrawiam Jagoda.